Nie bez powodu zakrzepicę żył głębokich, pojawiającą się na skutek podróży samolotem, nazywa się także syndromem klasy ekonomicznej („economy class syndrome”) – to właśnie w niej siedzenia są ciasno upakowane a na nogi mamy zdecydowanie za mało miejsca, przez co na kilka godzin zamieramy skuleni w bezruchu. A to, w połączeniu z warunkami panującymi na pokładzie samolotu, prosty przepis na zakrzepicę.
Dlaczego loty nam szkodzą
Już samo wejście na pokład samolotu dwukrotnie zwiększa ryzyko zakrzepicy u pasażerów, w porównaniu do osób nie korzystających z tego środka transportu. I nie ustępuje ono po wylądowaniu – jeszcze przez ok. 2 tygodnie jesteśmy narażeni na zakrzepicę. Głównymi winowajcami są bezruch i pozycja siedząca, które utrudniają przepływ krwi w żyłach nóg. A jeśli krew nie płynie, uruchomione zostają mechanizmy krzepnięcia. W samolocie panuje także ciśnienie powietrza o wiele niższe niż normalnie, przez co zmniejsza się ilość tlenu we krwi, co może skutkować niedotlenieniem tkanek, w tym niezwykle wrażliwego śródbłonka, czyli komórek wyściełających od środka naczynia krwionośne. To właśnie śródbłonek odpowiada m.in. za regulowanie ciśnienia i inicjowanie procesów krzepnięcia krwi. Ostatnim czynnikiem ryzyka zakrzepicy jest wilgotność powietrza, która na pokładzie samolotu wynosi jedynie ok. 20%, a to przynajmniej o 20-40% za mało do utrzymania prawidłowych funkcji organizmu. Tak niska wilgotność powietrza sprzyja odwodnieniu, które z kolei prowadzi do zagęszczenia krwi, a gęsta krew łatwiej krzepnie.
Zazwyczaj problemy z zakrzepicą pojawiają się po długotrwałych lotach, powyżej 8 godzin, a loty do 4-6 godzin uważa się za bezpieczne. Faktem jest, że im dłuższy lot, tym ryzyko jest większe.
Nie daj się zakrzepicy
Zakrzepicy nie można bagatelizować. Oderwana bowiem od ściany naczynia skrzeplina, niesiona przez krew, podróżuje po organizmie i może zablokować dopływ krwi do narządów. Najgroźniejszym powikłaniem zakrzepicy jest zatorowość płucna, w której dochodzi do zamknięcia dopływu krwi do płuc i udar, w przebiegu którego zablokowane zostaje naczynie krwionośne w mózgu. Oba te stany stanowią bezpośrednie zagrożenie życia i wymagają natychmiastowej pomocy lekarskiej.
Możemy jednak zapobiec zakrzepicy, nie tylko poprzez założenie luźnego ubrania, nawadnianie organizmu, spacerowanie po pokładzie czy poruszanie nogami w pozycji siedzącej i napinanie mięśni łydek. Istnieją też naturalne roślinne substancje, znane od wieków z korzystnego wpływu na układ sercowo-naczyniowy. Jak one działają?
Sekret Japończyków
Według badań, podstawowym czynnikiem warunkującym długowieczność Japończyków jest ich specyficzna i unikatowa lekkostrawna dieta. Chińscy specjaliści wraz ze swoimi australijskimi kolegami wzięli pod lupę natto, tradycyjną japońską potrawę przygotowywaną ze sfermentowanej soi i odkryli, że jej regularne spożywanie znacząco zmniejsza ryzyko śmierci z powodu chorób sercowo-naczyniowych. Działanie to zawdzięczamy powstającemu podczas fermentacji enzymowi zwanemu nattokinazą. Wykazuje on działanie fibrynolityczne – rozkłada fibrynę, jedno z białek odpowiedzialnych za tworzenie skrzeplin, a do tego rozpuszcza już istniejące zakrzepy. Co ciekawe, efektywność nattokinazy w rozpuszczaniu skrzeplin jest 4-krotnie wyższa niż występującej w ludzkim osoczu i działającej podobnie plazminy. Nattokinaza zapobiega też m.in. agregacji płytek krwi i obniża ciśnienie oraz poziom lipidów, przyczyniając się w ten sposób do zmniejszenia ogólnego ryzyka wystąpienia chorób serca. W Polsce niezwykle trudno jest dostać natto. Nie wszyscy lubią też jego charakterystyczny smak i zapach, warto zatem sięgnąć po zawierające nattokinazę suplementy diety i przyjmować je profilaktycznie już na kilka dni przed wylotem. Zazwyczaj zaleca się dawkę 100 mg dziennie. Osoby przyjmujące jakiekolwiek leki powinny skonsultować się z lekarzem przed zastosowaniem nattokinazy.
Warto też zwrócić uwagę na pycnogenol, czyli mieszankę różnych kwasów, flawonoidów i innych substancji wyodrębnionych z francuskiej sosny nadmorskiej. Uważa się go za jeden z najsilniejszych antyoksydantów, substancji niszczących wolne rodniki, które szkodzą m.in. śródbłonkowi. Inne zawarte w nim substancje, oligomeryczne proantocyjanidyny, zapobiegają agregacji płytek krwi i powstawaniu zakrzepów, stabilizują blaszkę miażdżycową (co zapobiega odrywaniu się od niej skrzeplin) i usprawniają krążenie poprzez utrzymanie odpowiedniej elastyczności naczyń krwionośnych. Zazwyczaj stosowana dawka to 100 mg 2 razy dziennie. Tymczasem badania włoskich naukowców wykazały, że przyjęcie 200 mg pycnogenolu na 3 godziny przed wylotem i po kolejnych 6 godzinach oraz 100 mg następnego dnia po przylocie, niemal całkowicie niwelowało ryzyko powstania zakrzepów3. Doskonałym źródłem oligomerycznych proantocyjanidyn są także wiśnie, żurawina i aronia oraz pestki winogron. Otrzymywany z tych ostatnich ekstrakt, jak donoszą indyjscy naukowcy, jest szczególnie skuteczny w zapobieganiu powstawaniu skrzeplin i blaszki miażdżycowej oraz nadciśnieniu. Wzmacnia on także ściany naczyń krwionośnych. Stosuje się go w dawce 300 mg dziennie, jednak aby skutecznie zapobiegać zakrzepicy żył podczas lotu, ekstrakt z pestek winogron należy przyjmować przez 3 miesiące przed planowanym wylotem.
Czerwone owoce
Przed podróżą warto także włączyć do diety ciemnoczerwone i fioletowe owoce, w tym ciemne winogrona (należy jeść je ze skórką) i wytwarzane z nich czerwone wino, czarną porzeczkę, maliny i truskawki, ponieważ są one doskonałym źródłem resweratrolu. To dzięki niemu dieta śródziemnomorska uważana jest za najlepszą dla układu krążenia. Jak donoszą chińscy naukowcy, polifenol ten nie tylko niszczy wolne rodniki tlenowe, ale także hamuje agregację płytek krwi i tworzenie skrzeplin oraz pobudza śródbłonek naczyń krwionośnych do wydzielania tlenku azotu, który rozszerza je, poprawiając tym samym mikrokrążenie. Dzięki tym właściwościom, resweratrol zapobiega zakrzepicy podczas lotu samolotem i zmniejsza uczucie ociężałości nóg oraz obrzęki.
Warto sięgnąć także po cytrusy. Pomarańcze, grejpfruty, mandarynki i cytryny są bowiem doskonałym źródłem hesperydyny i diosminy, flawonoidów zmniejszających przepuszczalność naczyń włosowatych, a co za tym idzie działających przeciwobrzękowo. Dzięki badaniom m.in. hiszpańskich naukowców wiemy, że wspomagają one także gojenie uszkodzeń śródbłonka i wspomagają jego funkcjonowanie, zapobiegając w ten sposób powstawaniu skrzeplin i poprawiając wydolność żylną. Działają także przeciwzapalnie i unieszkodliwiają wolne rodniki tlenowe. Zalecana dawka obu substancji to zazwyczaj 500 mg 2 razy dziennie.
Zielona herbata
Zielona herbata słynie ze swoich prozdrowotnych właściwości. Okazuje się, że może nam pomóc także w profilaktyce chorób sercowo-naczyniowych, dzięki zawartości galusanu epigallokatechiny. Substancja ta nie tylko zapobiega stanom zapalnym nabłonka i chroni przed powstaniem blaszki miażdżycowej, lecz także zmniejsza agregację płytek krwi i sprzyja utrzymaniu odpowiedniego napięcia ścian naczyń krwionośnych. Zdaniem polskich specjalistów, regularne picie co najmniej 3 filiżanek zielonej herbaty dziennie znacząco zmniejsza ryzyko chorób serca, w tym choroby wieńcowej i zawału oraz przyczynia się do rozrzedzenia krwi i tym samym zapobiega zakrzepicy. Już 4 tygodnie regularnego spożywania zielonej herbaty zmniejsza stężenie markerów powiązanych z nadmierną krzepliwością krwi. Jeśli zatem planujemy podróż, warto z miesięcznym wyprzedzeniem zamienić inne napoje na filiżankę zielonej herbaty lub przyjmować suplementy z katechinami z zielonej herbaty w dawce ok. 800 mg dziennie.